środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział VIII

Dziś obudziłam się o czwartej rano, bo dręczyły mnie wyrzuty żołądka po kolacji z Eduordem. Postanowiłam trochę posprzątać w domu. Między zgniłymi deskami w przedpokoju znalazłam niebieski koralik. Wyrzuciłam go, ponieważ Przygody Karolci nie urzekły mnie podczas nauki w drugiej klasie podstawówki, której zresztą nie zdałam. Właśnie brałam  się za zamiatanie starego naskórka pod łóżkiem, kiedy poczułam, że natychmiast muszę załatwić grubszą potrzebę. Postanowiłam wziąć Zaporan, który polecił mi Eduardo podczas opowiadania o swojej owocnej biegunce. Poniekąd powlekane tabletki miały dodatek z gruczołów analych antylopy gnu, ale kto by się tam przejmował - ważne że używał go mój ukochany. Po skończonym "leczeniu" usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że był to Eduardo. Czułam jego obecność gdzieś w miednicy. Właśnie miał wejść do przedpokoju, kiedy przypomniałam sobie, że zostawiłam tam worek z półroczną ściółką świnki morskiej Władka. Zapach nie był przyjemny, a raczej podobny do tego, który wydzielał się z silnika starego PRLowskiego kombajnu wujka Władka kupionego na rosyjskim bazarze z bronią mechaniczną. Mój ukochany właśnie miał wkroczyć w strefę zatrucia bombą biologiczną, kiedy poślizgnęłam się na jakiejś skarpetce, która z pewnością nie była składnikiem mojego ostatniego prania. Zdezorientowana wpadłam w ramiona mojego wybawcy i z tępą miną dotknęłam ustami jego dziewiczego wąsa. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Poczułam, że jestem kobietą. Jego oczy kobry mówiły wszystko i nic jednocześnie. Nie pamiętam, co było dalej. Przez kolejne 99 sekund moje podniecenie rosło. Ostudził je dźwięk dzwonka od różowej hulajnogi. Okazało się, że rower był w naprawie. W sumie to lepiej - może zrzucę trochę na wadze przebierając nóżkami po asfalcie.
Kiedy dotarliśmy na miejsce czułam dziwne mrowienie tam gdzie diabeł mówi dobranoc. Może dlatego, że naszą hulajnogę zaparkowaliśmy koło mrowiska. Po jakimś czasie postanowiłam wstąpić do kiosku po wkładki higieniczne "olłejs", gdyż zorientowałam się, że mrowienia nie powodowały mrówki, ale mój dziwny kisiel w gaciach.
Musiałam znaleźć dobre warunki do szybkiego zaaplikowania mojego zakupu. Dobrym miejscem były miejscowe krzaczorki. Jakieś dziecko zaczęło płakać na widok mojego tyłka, a jego babcia zaczęła wyzywać mnie od nierządnic.
Mieliśmy odwiedzić rodzinę Fullenów. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam, kiedy przejechaliśmy obok kolejnej tabliczki z napisem "groźna teściowa". Zdałam sobie sprawę, że wciąż jestem w koszuli nocnej po mojej babce Grażynie. Zapytałam Eduardo, czy nie mógłby pożyczyć ubrań, którejś ze swojej sióstr, bo miał ich poniekąd dwie. Zgodził się. Dom był duży, przestronny, wszędzie unosił się zapach kaszanki.
-To mamy- wyjaśnił Eduardo- lubi konserwy. Podał mi szorty i topik leżące w kącie hallu. Szybko wrzuciłam to na siebie. Oponka niebezpiecznie chybotała się nad guzikiem szortów. Z drugiego pokoju, który prawdopodobnie był salonem dobiegały głosy:
-No gdzie kopiesz tę piłkę, konusie!
-Do bramki, do bramki, nie w sędziego, ty bezdenna kupo z sedesu!
Speszyłam się. Pomyślałam, że nie jestem tu mile widziana. Byłam czerwona jak burak. Do pokoju weszła piękna kobieta. Miała oczy misia pluszowego i brązową trwałą.
-To jest Bella- przedstawił mnie Eduardo.
Podałam jej rękę. Kobieta zaczęła trajkotać.
-Jestem Kosma, mama Edusia. Zaparzyć ci herbatki?
Zgodziłam się. Spojrzałam jak wyciąga zakrwawionego tampona z pojemnika "Lipton" i wkłada go do gorącej wody. Coś było nie tak. Wszystko co działo się odkąd poznałam nazwisko 'Fullen' wydawało mi się surrealistyczne i podejrzane, ale nie miałam czasu się zastanawiać bo do salonu wszedł doktor Fullen, uśmiechając się do mnie, a za nim wielki napakowany mężczyzna i drobna blondynka, wyglądu Dżoany Krupy.
-Jestem Mariusz- rzekł facet napinając mięśnie- A to jest Rosalinda, moja mała.
Kiwnęłam głową, byłam coraz bardziej skołowana. Za chwilę do pokoju wbiegła kolejna para ludzi. Dziewczyna skacząca jak kucyk pony, Alicja, i Kasper, jej chłopak i brat równocześnie. Zastanawiałam się przez moment czy to w porządku, że rodzeństwo się paruje, ale doszłam do wniosku, że po prostu jestem zacofana. Zaprosili mnie do salonu. Na kanapie leżały puste puszki po browarach i opakowania po czipsach, a na ziemi...tak, byłam tego pewna- leżały obcięte paznokcie.
Poczułam się jak w domu. W rogu pokoju stał puzon.
-Kto na nim gra? - zapytałam nieśmiało.
-Edek - rzekł Mariusz lekceważąco i puścił bąka, siadając na kanapie. -No nie daj się prosić, Edziuu. Zagraj nam coś.
Mój chłopak lekko zażenowany wziął puzon i zaczął grać. Były to poruszające dźwięki, lecz jak skończył, wziął mnie za rękę i wybiegliśmy z pokoju.
-Jak ci się tu podoba?- zapytał, cały czerwony od dmuchania w instrument.
-Tu jest pięknie- rzekłam z nieukrywanym szczęściem.- Tylko Kasper...zauważyłam, że trzymał się ode mnie z dala.
-Jest trochę nie ufny- odpowiedział- ale myślę, że to może być spowodowane twoim zapachem. Skarbie, zacznij używać antyperspirantu...
-Dobrze- prawie krzyknęłam. Postanowiłam wystawić karty na stół.- Dlaczego pijecie herbatę z krwi?
Eduardo zrobił tajemniczą minę. Zniżył głos do szeptu. Poczułam wibracje zbliżające się do mojego ciała.
-Jestem wampirem- rzekł.

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział VII

To była najgorsza noc w moim życiu. Płakałam przez wiele godzin.W końcu nie wiedziałam czy mokra poduszka jest sprawą moich łez czy zwyczajnie zapomniałam wypuścić psa aby załatwił swoją potrzebę. Godziny dłużyły się. Zewsząd otaczał mnie tylko ból.
Nie wiem co mnie podkusiło, żeby jeść zupę szczawiową po dwudziestej pierwszej. Żołądek nigdy nie cisnął mnie tak bardzo. O szóstej rano czułam, że nie mogę już wytrzymać. Wpadłam do toalety.
Kiedy zrobiłam swoje przypomniało mi się, że dziś ma się odbyć moje spotkanie z Eduardem. Byłam bardzo zniecierpliwiona dlatego zadzwoniłam do niego.
-Proszę zadzwonić później- powiedział kobiecy głos w słuchawce.Czyżby miał już dziewczynę?
Dostałam szału. Pies znów obsikał mi dywan. Wujek Władek ostatnio zaczął interesować się psami. Uparł się nawet, żebyśmy jedli Pedigree, a Charlie musi nawet gryźć Dentastix, bo skarży się na bóle zębów.
Wtedy zadzwonił telefon.
-To ty, Bella?- zapytał Eduardo.
-Nom...-mruknęłam. Nie byłam łatwa. Niech sobie nie myśli, że jak pozwala jakiejś kobiecie bawić się telefonem, to ja nie zrozumiem o co chodzi.
-Spotkamy się dzisiaj?
-Zawsze.
Umówiliśmy się na drugą popołudniu, bo ostatnio słychać wiele o napadach trzech tajemniczych dresów i mama Eduorda się o niego martwi. Nie wiedziałam co na siebie włożyć. W końcu zdecydowałam się na czerwone legginsy w teletubisie i białą bluzeczkę z Pierwszej Komunii.
Przyjechał po mnie na rowerze. Rurka była wygodna. Wysiedliśmy pod pizzerią. On nie zjadł nic, bo przed chwilą zażył Marsjanki, a ja zamówiłam sobie zupę grzybową. Były niesmaczne, dlatego poprosiłam kelnerkę.
-Co to za grzyby- zapytał Eduardo, wyręczając mnie z tej nieprzyjemnej rozmowy.
-Ze stóp szefa kuchni, ale zapewniam pana- są świeże- odrzekła tamta i zrobiła słodkie oczy do mojego przyszłego niedoszłego. Kiedy wreszcie sobie poszła, poczułam, że jest mi zimno.
-Zimno tu- mruknęłam. Podał mi swoją kurtkę. Pachniała jak dno mojej starej szafy, gdzie nie czuć już zawieszki na mole.
-Nie mogę cię rozgryźć...- mruknął nachylając się w moją stronę.
-Mama karmiła mnie danonkami z wapniem. - rzekłam.- To pewnie dlatego...
Nie odpowiedział nic. Nasze dłonie prawie się stykały. Były zimne jak lód, chociaż odziane w białe rękawiczki.
-Zagrajmy w pytania. Dziś ty, jutro ja- zaproponował, a ja się zgodziłam. Chciałam się dowiedzieć o nim tyle rzeczy. Był bardziej tajemniczy, niż dalsze losy Mody na Sukces.
-Czy twoją idolką jest Perfekcyjna Pani Domu?- zapytałam. Zaczerwienił się i przyznał, że ma wszystkie płyty na DVD. Pociągali mnie mężczyźni z takim hobby.
-Dlaczego jesteś karłem?- padło kolejne pytanie, trochę nieodpowiednie.
-Nie jestem karłem!- zaprotestował- po prostu chodzę na kolanach!
Wtedy kamień spadł mi z serca.
A raczej z żołądka. Grzyby naprawdę musiały być nieświeże ewentualnie mogła to być jakaś trująca odmiana. Opodal baru stał toy-toy. Poprosiłam Eduorda, aby potrzymał mi drzwi. 
Zgodził się. Później wsiedliśmy na jego rower. Pędził jak huragan. Wydawało mi się to wprost niemożliwe. Wtedy dopiero zauważyłam, że pod pedałami ma zamontowany silnik. To było takie urocze. Mechanik i pan domu... Musiałam go mieć. Postanowiłam jeszcze dziś przedstawić go wujkowi i Charliemu.  Weszliśmy do domu.
-Tato, wujku... To jest Eduardo, mój nowy bodyguard! - zwołałam do nich. Charlie podniósł dubeltówkę, ale reakcja Władka była gorsza. Podszedł do mojego bojfrenda i zaczął go z każdej strony klepać.
-No nie wiem, Bella...Patrz jakie to chuchro... I jeszcze karzeł. A ten sweter to nie Gucci czy Jacykow. Kochanie to nie jest partner dla ciebie... Nie myślałaś o Jaquobie? To jest dopiero ktoś!
Po za tym... Po za tym na pewno nie zna się na gospodarstwie rolnym! - dodał szybko. Nie wiedziałam dlaczego Władek pała taką nienawiścią do Eduorda, ale miałam wrażenie, że jest to związane z jego dziwnymi zniknięciami i do tego kupił sobie nowe rybaczki.Zebrałam trochę grzybów z restauracji. Myślę, że będzie z nich dobra zasmażka do ziemniaków.

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział VI

Następnego dnia obudziłam się pusta jak kopalnia w Bełchatowie. Jak zwykle rano zjadłam Snickersa, bo głodna nie jestem sobą. Usiadłam na odkurzaczu i w pośpiechu pojechałam do szkoły. Było wolne tylko miejsce dla inwalidów, ale wtedy nadjechał Eduardo Fullen i je zajął. Zdjął łyżwy i podszedł do mnie. Zaparło mi dech w piersiach. Czułam jego perfum z biedronki. Był już bardzo blisko mnie.
-Ej, przełożymy sprawdzian z biologii?- zapytał. Nie odpowiedziałam. Jego oczy były czarne jak dupa szatana- wiedziałam, że coś się dzieje.
-Matka wie, że ćpiesz?- wymamrotałam, wpatrując się w beton i odgarniając włosy z czoła.
-O co ci chodzi?- skrzywił się.-Przecież wczoraj uratowałem cię przed rozwścieczonym kombajnistą.
Czułam, że Eduardo jest naprawdę wściekły. Ta cała sytuacja przygniotła mnie wewnętrznie. Musiałam iść do toalety.
-Ta rozmowa i twe oczy nie interesują mnie. Teraz zrywam się do kibla, by czuć się lżej- zaśpiewałam i pobiegłam na jednej nodze, co tylko wzmocniło parcie. Przed wejściem do toy-toy'a odwróciłam się, ale Eduardo zniknął jak bakterie z reklamy Domestos.
Na stołówce panował gwar w związku z wyprzedażą salcesonu pod Burger Kingiem. Moja przyjaciółka Helena bardzo chciała tam iść, ale znalazła się w opałach, bo jej ojciec zepsuł piec i spłonęła jej ulubiona sukienka od Gucciego. Umówiliśmy się na szoping o 20.00.
Po powrocie do domu wujek Władek kazał mi wziąć prysznic, ale nie mogłam znaleźć śrubokręta,dlatego postawiłam na swoje własne siły. Niestety beton okazał się silniejszy, więc wróciłam do wujka z samym korkiem.
-Miałam wziąć prysznic, ale był za ciężki...-wystękałam. Wujek załamał tylko ręce i zamknął się w sypialni z tatą. Łyknęłam trochę wody z ogórków kiszonych i wsiadłam do fiata Heleny. Wieczór mijał bardzo przyjemnie. Kiedy Helka poszła po kupić masło, ja zajrzałam do księgarni. Za ladą siedział tró metal w zbroi rycerza Camelotu.
-Cu?- zapytał.
-Szukam jakiejś książki Paula Koleja o dojrzewaniu- odparłam.
Kiedy podawał mi książkę zobaczyłam telegazetę.
-"Zmierzch"- przeczytałam na głos film z TVN'owego Super Kina. - Co to za chłam?
Nagle  twarz sprzedawcy spoważniała. W jego oczach ujrzałam błysk.
-Wampiry istnieją...-wyszeptał i zgasił światło.- Kiedy na świecie nie było jeszcze ludzi, ONI już tu żyli. Nieśmiertelne stworzenia żywiące się ludzką krwią wyssaną z kciuka. Jak się wessie to gorzej niż Sasha Grey, a uwierz- ma niezłe ciągi. Ale natura musiała zrównoważyć nadprzyrodzone siły. W mrocznych lasach narodziły się istoty podobne do żbika i cziłały- WILKOŁAKI...-zamilkł na chwilę po czym znów ciągnął-  Ludzie myślą, że to tylko legendy, ale oni są wśród nas... BOŻE! Co tu tak śmierdzi?! -wrzasnął.- Zostawiłem ziemniaki na gazie!- I pobiegł na zaplecze.
Powoli wróciłam do Heleny. Była w CI&PA, gdzie mierzyła ocieplane klapki z najnowszej kolekcji na zimę z termoforami. Ja natomiast zauważyłam piękną suknię w kolorze zgniłego selera. Była o trzy rozmiary za mała, ale mimo to musiałam ją przymierzyć. Weszłam do kabiny i jakimś cudem zasunęłam zamek. Zobaczyłam się w lustrze- wyglądałam potwornie, więc chciałam czym prędzej ściągnąć tę szmatę. Niestety... oponka skutecznie zatrzymała suwak. Kiedy odwróciłam się, żeby wołać o pomoc, ujrzałam miodowe oczy Eduarda.
Nie powiedział nic. Po prostu rozsunął zamek. Koniec tego dnia był tak normalny jak przeciętny dzień Maćka z Klanu...Rozmarzona dałam mu swój numer i umówiliśmy się na kolację. Jednak słowa księgarza zapadły mi w pamięci. Nigdy nie zostawię już ziemniaków na gazie.

PS
Post przygotowała Łodyga i Nezi przy pomocy Ktosia, który jest kobietą, ale nie ma imienia.

poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział V

Tata po tym wypadku chciał mnie zawieść do szpitala. Co prawda wujek twierdził, że sam potrafi robić obdukcję- nauczył się tego w PGR-ach, ale nie byłam jeszcze gotowa na takie doznania. Wciąż mam traumę po tych, jakie odczułam podczas pierwszej samotnej kąpieli, kiedy użyłam pienistego płynu Windex do mycia włosów. Wsiedliśmy w radiowóz, bo mój tata jest policjantem. Szkoda, że nasz pojazd nie miał podwozia- Wujek Władek dba o ekologię i uważa, że oszczędniej jest napędzać samochód własnymi nogami.

(to ja w samochodzie wujka)

Po dwóch godzinach 'jazdy' dojechaliśmy do szpitala. Nasz lekarz rodzinny, dr. Kidler, operował akurat nosorożca, więc weszłam do gabinetu nijakiego Carlisle'a Fullena. Pomyślałam, że to może być ojciec Eduorda, jednakże wyglądał zupełnie inaczej niż on. Jak Hugh Grant. Miał opadające powieki, jakby zażył za dużo Acodinu, i był bardzo blady, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest ćpunem. 
-Witam- rzekł serdecznie- Botox, liposukcja, mydło to wszystko co mam do zaoferowania dla pani, ale najpierw co ci dolega?
-O mały włos nie wpadła pod kombajn- rzekł tata za mnie. Fullen kazał mi się położyć i rozebrać. Posłusznie zdjęłam podkoszulek. 
-Czy coś tu zdechło?- zapytał doktor. Wujek zwymiotował. Wtedy dostrzegłam, że biała bokserka, którą kupiłam sobie na moją Pierwszą Komunię, nie jest już śnieżnobiała lecz brązowa. Zastanawiałam się dlaczego zmieniła kolor. Przecież prałam ją regularnie co dwa miesiące. Naturalny proszek z kupy kozy Marzeny nie był dobrym pomysłem. Na szczęście nic mi nie było, a Carlisle dał mi swój płyn do ubrań Perwoll. Ten dzień uważam za dość dobry. Szkoda tylko, że Eduard pewnie woli szczupłe blondynki. Ale jak mawia mój dr. Kidler"Lepsza krwista kaszanka niż anemiczna koleżanka". Mam nadzieję, że ma rację.
Wieczorem zagraliśmy z całą rodziną w rozbieranego pokera. Wygrałam, ale myślę, że pozostałym graczom to nie przeszkadzało. Dobrze się bawiliśmy. Papatki, narka, hejka;*

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział IV

Dziś w szkole zjawił się Eduardo Fullen. Nie mogłam przestać o nim myśleć od naszego pierwszego spotkania, a ostrzeżenia Jacquba przed nim jeszcze to spotęgowały. Na biologii siedzieliśmy razem.
- Cześć - powiedziałam, kiedy dosiadł się do ławki
Eduardo zmierzył mnie wzrokiem
- Cześć - odpowiedział oschle.
- Długo cię nie było.. -ciągnęłąm - Słyszałam że byłeś chory
-  Yy.. Tak... - zaczerwienił się. - Miałem biegunkę.... - dodał prawie szeptem.
- Hej, Eduardo. Nie ma się czego wstydzić. Ja na przykład w dzieciństwie miałam grzybicę stóp i od tej pory kiedy wymyję nogi, to w wodzie nadal pływają pieczarki. - mówiłam z entuzjazmem
Eduardo popatrzył na mnie chwilę i widać było, że silnie coś przeżywa.
- To.. Wspaniałe - powiedział w końcu. Jego oczy zaświeciły, był naprawdę poruszony.
- Może z twojej biegunki też wyniknie coś wspaniałego! - krzyknęłam troche za głośno
Nagle klasa wybuchła śmiechem, a szczególnie dres z pod okna imieniem Majk.
- Fullen?! Serio miałeś biegunkę?! - dławił się śmiechem - To takie słodkie, że zwierzasz się z tego swojej przyjaciółce!
W oczach Eduarda widać było wściekłość. Szybkim ruchem ręki zamknął podręcznik do biologii, wziął swój plecak i skierował się do wyjścia. Przed drzwiami odwrócił się jeszcze na chwilę do klasy i tupnął nogą.
- Foch! - krzyknął bardzo cieniutkim głosikiem, a następnie zamnął drzwi z hukiem.

Całą lekcje myślałam o tym zajściu. Zastanawiałam się czy Eduardo wie kto tak naprawdę jest ojcem Pablito. Ciekawiło mnie też dlaczego ma takie ubłocone buty. Gównem jakimś krecim czy coś. Z moich myśli wyrwał mnie brutalnie nauczyciel od biologii. Wkurzał się, że musi się z nami użerać, a przecież zawsze marzył o tym, by zostać piosenkarzem w boys-bandzie. Później chciał nam zaprezentować swoje umiejętności wokalno-taneczne i zaczął śpiewać "Ona tu jest i tańczy dla mnie". Swoją drogą - dobrze, że jednak nie śpiewa w tym boys-bandzie. Stanowczo wolę go, kiedy opowiada o rozmnażaniu. Jest bardzo przekonujący.
Na przerwie zauważyłam Eduarda w sekretariacie. Przechodziłam akurat obok, kiedy prosił, aby przeniesiono go do innej grupy. Myślę, że to może mieć coś wspólnego ze mną. Wujek Władek miał rację, żebym zaczęła przestrzegać zasad BHP i myła ręce po siusiu. Postanowiłam, że zacznę. Dla Eduarda zrobię wszystko!

Kiedy wróciłam do domu, Charlie był w pracy. Musiałam spędzić kolejny dzień z wujkiem Władkiem. Właśnie kupił sobie nowy bizon i chciał go przetestować. Zastanawiałam się skąd u niego taki pociąg do rolnictwa. Najpierw ciągnik z przyczepką, potem nowe różowe grabki, a teraz TO! Wyruszyliśmy w pole. Kiedy dotarliśmy na miejsce wujek odezwał się:
- No, Bella. Wyskakuj! Teraz będziemy kosić.
- Ale... - próbowałam mu przerwać.
- Żadne ale! - krzyknął wypychając mnie z kabiny. - Tam pod lasem sobie stań, a ja tera bede jechał. Jak zobaczysz co to cudeńko potrafi, to ci skarpety z nóg pospadają! - mówił rozochocony.
- ALE TU PRZECIEŻ ROSNĄ ZIEMNIAKI! - krzyczałam, ale huk maszyny wszystko zagłuszał. Jechał wprost na mnie. Bezradnie patrzyłam na zblizającą się młocarkę i zastanawiałam się jak wygląda życie, kiedy jest się podobnym do Freddy'ego Kruegera. Kombajn bezlitośnie przesiewał kolejne grudy ziemi.
- Bella! - usłyszałam czyjś krzyk. Poczułam silne szarpnięcie, a kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Eduarda.
- Nic Ci nie jest? - spytał.
W tej chwili zorientowałam się, że mam pełno w gaciach.
- Wszystko ze mną Ok. - odparłam próbując zachować pozory normalności.
Eduardo uśmiechnął się tylko, a potem bez słowa odszedł.
W sumie pasowało mi to, bo nie chciałam, żeby poczuł co mam w spodniach. Uratował mnie.. Spojrzałam w jego stronę. Jego umięśniona, karla sylwetka oddalała się w pośpiechu. Z nogawki wystawał mu ultramiękki, superwytrzymały, trójwarstwowy papier "Velvet". Ah! Mój Romeo...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział III


Nie mam już monobrwi. Teraz, kiedy ją zgoliłam, wyglądam jak prawdziwa kobieta. Zrobiłam to z myślą o uroczym karle, z którym miałam biologię parę dni temu. Od tamtego czasu nie pokazał się w szkole, ale tata mówił mi, że panuje epidemia biegunki. Z tego też powodu codziennie każe mi jeść cement. To dobra metoda, bo od tygodnia nie czuję "grubszej potrzeby" i nawet nie szkodzi mi płyn do higieny intymnej wujka Władka. Jedyna wada jest taka, że trochę chrupie w ustach i wchodzi między zęby. Ale to nie jest dla mnie problemem, bo wujek Władek spruł ostatnio skarpetki, więc mam nitkę, którą ten cement wygrzebuje.
On też lubi jeść gruz. Myślę nawet, że może być cyganem, dlatego pewnego dnia, gdy zaproponował mi pójście na party kółka garncarskiego, zgodziłam się. Doszliśmy tam na piechotę, bo wujek zapewnia, że nic tak nie ujędrnia pośladków, jak spacer o zmierzchu.
Było tam około dziesięciu mężczyzn. Siedzieli w kole po turecku. Przy wejściu podano nam różowe szlafroki i urocze czepki na głowę. Wyglądałam w nich naprawdę szałowo. Szczególnie, że wczoraj pierwszy raz ogoliłam nogi. Tata był zadowolony, bo teraz w końcu  może zmienić ściółkę śwince morskiej Władka. Twierdził, że trociny są zbyt drogie, a wujkowi potrzebny jest nowy żel. Wczoraj nawet się o to pokłócili.
Usiadłam koło młodego chłopaka. Był bardzo wysoki i opalony. Miał może szesnaście lat. Długie czarne włosy Severusa Snape'a wspaniale komponowały się z jego dziewiczym wąsikiem. Lubię naturalne piękno.
-Jestem Jacqube- podał mi spoconą dłoń- ty pewnie jesteś Bella.
-Tak, zgadza się- uśmiechnęłam się szeroko. Zdałam sobie sprawę, że znów nie umyłam zębów. Z moich ust uniósł się zielonkawy opar. Mój nowy znajomy nie zwrócił na to uwagi. Rozległ się ostry dźwięk. To mężczyzna na wózku inwalidzkim stukał w swoją maszynę garncarską.
-Chłopcy...- zaczął.
-I dziewczynki!- wtrącił wujek.
-Tak i dziewczynki! Zabieramy się do pracy.
Na sali zapanowała cisza, przerywana jedynie buczeniem kręcących się maszyn i plasku gliny.
-Kojarzysz może jakiegoś karła?- zapytałam Jacqube'a. Nagle wyprostował się.
-Eduardo Fullen...-mruknął- nie radzę ci się z nim zadawać.
-Dlaczego?-zapytałam zdziwiona.
-Nie powinienem ci tego opowiadać, ale widzę, że tylko to może ci pomóc. Otóż wszystko zaczęło się od tego, kiedy mój ojciec, ten na wózku, jak co dzień odniósł mnie do okienka życia. Pierwszy raz od wielu miesięcy zauważyłem tam drugiego chłopca. Od tej pory nasze drogi ciągle się schodziły. Później zapisano nas do wspólnego przedszkola. Gdy pewnego dnia myślałem o świerszczyku mojego ojca, Eduardo wrzasnął całe gardło:
-Jacqube ma brudne myśli, proszę pani!!
Zastanowiło mnie to. Czy on może czytać w myślach? Nie to było jednak najgorsze. Nasza klasa miała wystawić spektakl pt. "Kopciuszek". Zawsze chciałem być księżniczką, ale pani stwierdziła, że Fullen jest lepszy. Nie wiedziałem jak odnaleźć się w roli czarownicy.
Dobrze, że kółko garncarskie zapewnia mi urocze sukienki. To najlepsze miejsce i tu czuję się sobą -zakończył.
Nie odpowiedziałam. Czułam, że nie zdradził mi wszystkiego. Opuściliśmy party po trzech godzinach. Wujek Władek był usatysfakcjonowany. Kupił mi parówki w bjedronce, które ugotowałam na kolację.

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział II


         Mój pierwszy dzień w Ciechocinku. Strasznie tu zimno, ale nie wiem czy to wina tutejszego klimatu, czy nie zjadłam za dużo tabletek na hemoroidy. Żel wujka Władka odezwał się dziś rano.
Myślę, że powinnam opisać naszą łazienkę, jest warta uwagi. Szczególnie nasz różowy nocniczek. Spędziłam tam trzy godziny i dobrze się z nim zaznajomiłam. Sądzę, że będziemy dobrymi przyjaciółmi. Dziś był mój pierwszy dzień w szkole.
         Cały budynek pobrudzony był sprejem. Jakieś "CHWDP" i "JP". Wszędzie tego było pełno. Zaczepił mnie jakiś chłopak. Był przebrany za jednorożca.
-H3J. :))) J4k 51ę M452? Lu8152 dż0N45 Br4|)3r5. :))) j4 73ż! hU3hU3hU3, 8ę|)213My |=4jNą P4Rą. :)))  ;) :* - zawołał do mnie.
-Co?- mruknęłam pod nosem i przyjrzałam mu się. Był skośnooki i pewnie lubił chińskie bajki. Jakiś sezonowiec pieprzony. Rainbow Dashów mu się za chciało. Odeszłam szybko i weszłam do klasy. Nauczyciel kazał mi się przedstawić.
-Nayamsebellasłon...-wyjąkałam.
-A czemu nie Naturella?- zapytał nagłos facet spod okna.
-Bo debilu- zaczęła druga blondynka- każdy wie, że to sama wata!
-Nie odzywaj się, bo sama  używasz podpasek Femina z Bjedronki- odrzekł tamten.
        Usiadłam w pierwszej ławce. Przez całą lekcję obrzucali mnie papierkami, ale ćwiczyłam z ojcem jogę dla naturystów, więc wiedziałam, że nie wolno reagować na takie zaczepki. Najlepszym lekarstwem na stres było żarcie. Weszłam do stołówki i stanęłam w kolejce.
-Hambjurgera, zapiekankę, cheeseburgera, frytki, tortillę, kebaba, BigMaca, Colę i sałatkę, żeby nie było kalorycznie- rzekłam i usiadłam przy stoliku na środku sali. Zaraz dosiadł się jednorożec IG0r, facet od podpasek -Majk i dziewczyna, z którą się kłócił -Helena
-Ja pitole, byłam wczoraj w galerii, nie? Ja pitole, nie? I byłam tam z moim nowym chopakiem, nie? I tam była taka laska, co zrobiła mu kiedyś dobrze, nie? Za 30 zł... Totalna siara, nikt normalny nie bierze tyle za usługę - nawijała. Może by mnie to zainteresowało, gdyby nie to, że w tym momencie na salę weszło pięcioro ludzi. Wszyscy byli niesamowicie piękni, ale najfajniejszy z nich był szatyn, karzełek. Z klaty wystawał mu dywan z Ikei. To był dzień, w którym całe moje życie miało się zmienić...
         Na następnej lekcji miałam biologię. Tata nie był zadowolony, że muszę
 chodzić na ten przedmiot, bo w tym roku przerabialiśmy rozmnażanie. Wszystkie ławki były zajęte z wyjątkiem tej, obok uroczego karła. Odsunął się na sam kraj ławki. Pomyślałam, że jednak warto było umyć ręce po wyjściu z toalety.
-Co... brzydko pachnę?- zapytałam przysuwając się do niego. Nie odpowiadał. Obiad był chyba nieświeży, bo rozbolał mnie żołądek. Myślę, że było czuć. Po zakończeniu lekcji mój sąsiad uciekł jako pierwszy. Było w nim coś niezwykłego. Musiałam go rozgryźć. Ale najpierw... postanowiłam zgolić monobrew.