środa, 19 czerwca 2013

Rozdział VI

Następnego dnia obudziłam się pusta jak kopalnia w Bełchatowie. Jak zwykle rano zjadłam Snickersa, bo głodna nie jestem sobą. Usiadłam na odkurzaczu i w pośpiechu pojechałam do szkoły. Było wolne tylko miejsce dla inwalidów, ale wtedy nadjechał Eduardo Fullen i je zajął. Zdjął łyżwy i podszedł do mnie. Zaparło mi dech w piersiach. Czułam jego perfum z biedronki. Był już bardzo blisko mnie.
-Ej, przełożymy sprawdzian z biologii?- zapytał. Nie odpowiedziałam. Jego oczy były czarne jak dupa szatana- wiedziałam, że coś się dzieje.
-Matka wie, że ćpiesz?- wymamrotałam, wpatrując się w beton i odgarniając włosy z czoła.
-O co ci chodzi?- skrzywił się.-Przecież wczoraj uratowałem cię przed rozwścieczonym kombajnistą.
Czułam, że Eduardo jest naprawdę wściekły. Ta cała sytuacja przygniotła mnie wewnętrznie. Musiałam iść do toalety.
-Ta rozmowa i twe oczy nie interesują mnie. Teraz zrywam się do kibla, by czuć się lżej- zaśpiewałam i pobiegłam na jednej nodze, co tylko wzmocniło parcie. Przed wejściem do toy-toy'a odwróciłam się, ale Eduardo zniknął jak bakterie z reklamy Domestos.
Na stołówce panował gwar w związku z wyprzedażą salcesonu pod Burger Kingiem. Moja przyjaciółka Helena bardzo chciała tam iść, ale znalazła się w opałach, bo jej ojciec zepsuł piec i spłonęła jej ulubiona sukienka od Gucciego. Umówiliśmy się na szoping o 20.00.
Po powrocie do domu wujek Władek kazał mi wziąć prysznic, ale nie mogłam znaleźć śrubokręta,dlatego postawiłam na swoje własne siły. Niestety beton okazał się silniejszy, więc wróciłam do wujka z samym korkiem.
-Miałam wziąć prysznic, ale był za ciężki...-wystękałam. Wujek załamał tylko ręce i zamknął się w sypialni z tatą. Łyknęłam trochę wody z ogórków kiszonych i wsiadłam do fiata Heleny. Wieczór mijał bardzo przyjemnie. Kiedy Helka poszła po kupić masło, ja zajrzałam do księgarni. Za ladą siedział tró metal w zbroi rycerza Camelotu.
-Cu?- zapytał.
-Szukam jakiejś książki Paula Koleja o dojrzewaniu- odparłam.
Kiedy podawał mi książkę zobaczyłam telegazetę.
-"Zmierzch"- przeczytałam na głos film z TVN'owego Super Kina. - Co to za chłam?
Nagle  twarz sprzedawcy spoważniała. W jego oczach ujrzałam błysk.
-Wampiry istnieją...-wyszeptał i zgasił światło.- Kiedy na świecie nie było jeszcze ludzi, ONI już tu żyli. Nieśmiertelne stworzenia żywiące się ludzką krwią wyssaną z kciuka. Jak się wessie to gorzej niż Sasha Grey, a uwierz- ma niezłe ciągi. Ale natura musiała zrównoważyć nadprzyrodzone siły. W mrocznych lasach narodziły się istoty podobne do żbika i cziłały- WILKOŁAKI...-zamilkł na chwilę po czym znów ciągnął-  Ludzie myślą, że to tylko legendy, ale oni są wśród nas... BOŻE! Co tu tak śmierdzi?! -wrzasnął.- Zostawiłem ziemniaki na gazie!- I pobiegł na zaplecze.
Powoli wróciłam do Heleny. Była w CI&PA, gdzie mierzyła ocieplane klapki z najnowszej kolekcji na zimę z termoforami. Ja natomiast zauważyłam piękną suknię w kolorze zgniłego selera. Była o trzy rozmiary za mała, ale mimo to musiałam ją przymierzyć. Weszłam do kabiny i jakimś cudem zasunęłam zamek. Zobaczyłam się w lustrze- wyglądałam potwornie, więc chciałam czym prędzej ściągnąć tę szmatę. Niestety... oponka skutecznie zatrzymała suwak. Kiedy odwróciłam się, żeby wołać o pomoc, ujrzałam miodowe oczy Eduarda.
Nie powiedział nic. Po prostu rozsunął zamek. Koniec tego dnia był tak normalny jak przeciętny dzień Maćka z Klanu...Rozmarzona dałam mu swój numer i umówiliśmy się na kolację. Jednak słowa księgarza zapadły mi w pamięci. Nigdy nie zostawię już ziemniaków na gazie.

PS
Post przygotowała Łodyga i Nezi przy pomocy Ktosia, który jest kobietą, ale nie ma imienia.