wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział VII

To była najgorsza noc w moim życiu. Płakałam przez wiele godzin.W końcu nie wiedziałam czy mokra poduszka jest sprawą moich łez czy zwyczajnie zapomniałam wypuścić psa aby załatwił swoją potrzebę. Godziny dłużyły się. Zewsząd otaczał mnie tylko ból.
Nie wiem co mnie podkusiło, żeby jeść zupę szczawiową po dwudziestej pierwszej. Żołądek nigdy nie cisnął mnie tak bardzo. O szóstej rano czułam, że nie mogę już wytrzymać. Wpadłam do toalety.
Kiedy zrobiłam swoje przypomniało mi się, że dziś ma się odbyć moje spotkanie z Eduardem. Byłam bardzo zniecierpliwiona dlatego zadzwoniłam do niego.
-Proszę zadzwonić później- powiedział kobiecy głos w słuchawce.Czyżby miał już dziewczynę?
Dostałam szału. Pies znów obsikał mi dywan. Wujek Władek ostatnio zaczął interesować się psami. Uparł się nawet, żebyśmy jedli Pedigree, a Charlie musi nawet gryźć Dentastix, bo skarży się na bóle zębów.
Wtedy zadzwonił telefon.
-To ty, Bella?- zapytał Eduardo.
-Nom...-mruknęłam. Nie byłam łatwa. Niech sobie nie myśli, że jak pozwala jakiejś kobiecie bawić się telefonem, to ja nie zrozumiem o co chodzi.
-Spotkamy się dzisiaj?
-Zawsze.
Umówiliśmy się na drugą popołudniu, bo ostatnio słychać wiele o napadach trzech tajemniczych dresów i mama Eduorda się o niego martwi. Nie wiedziałam co na siebie włożyć. W końcu zdecydowałam się na czerwone legginsy w teletubisie i białą bluzeczkę z Pierwszej Komunii.
Przyjechał po mnie na rowerze. Rurka była wygodna. Wysiedliśmy pod pizzerią. On nie zjadł nic, bo przed chwilą zażył Marsjanki, a ja zamówiłam sobie zupę grzybową. Były niesmaczne, dlatego poprosiłam kelnerkę.
-Co to za grzyby- zapytał Eduardo, wyręczając mnie z tej nieprzyjemnej rozmowy.
-Ze stóp szefa kuchni, ale zapewniam pana- są świeże- odrzekła tamta i zrobiła słodkie oczy do mojego przyszłego niedoszłego. Kiedy wreszcie sobie poszła, poczułam, że jest mi zimno.
-Zimno tu- mruknęłam. Podał mi swoją kurtkę. Pachniała jak dno mojej starej szafy, gdzie nie czuć już zawieszki na mole.
-Nie mogę cię rozgryźć...- mruknął nachylając się w moją stronę.
-Mama karmiła mnie danonkami z wapniem. - rzekłam.- To pewnie dlatego...
Nie odpowiedział nic. Nasze dłonie prawie się stykały. Były zimne jak lód, chociaż odziane w białe rękawiczki.
-Zagrajmy w pytania. Dziś ty, jutro ja- zaproponował, a ja się zgodziłam. Chciałam się dowiedzieć o nim tyle rzeczy. Był bardziej tajemniczy, niż dalsze losy Mody na Sukces.
-Czy twoją idolką jest Perfekcyjna Pani Domu?- zapytałam. Zaczerwienił się i przyznał, że ma wszystkie płyty na DVD. Pociągali mnie mężczyźni z takim hobby.
-Dlaczego jesteś karłem?- padło kolejne pytanie, trochę nieodpowiednie.
-Nie jestem karłem!- zaprotestował- po prostu chodzę na kolanach!
Wtedy kamień spadł mi z serca.
A raczej z żołądka. Grzyby naprawdę musiały być nieświeże ewentualnie mogła to być jakaś trująca odmiana. Opodal baru stał toy-toy. Poprosiłam Eduorda, aby potrzymał mi drzwi. 
Zgodził się. Później wsiedliśmy na jego rower. Pędził jak huragan. Wydawało mi się to wprost niemożliwe. Wtedy dopiero zauważyłam, że pod pedałami ma zamontowany silnik. To było takie urocze. Mechanik i pan domu... Musiałam go mieć. Postanowiłam jeszcze dziś przedstawić go wujkowi i Charliemu.  Weszliśmy do domu.
-Tato, wujku... To jest Eduardo, mój nowy bodyguard! - zwołałam do nich. Charlie podniósł dubeltówkę, ale reakcja Władka była gorsza. Podszedł do mojego bojfrenda i zaczął go z każdej strony klepać.
-No nie wiem, Bella...Patrz jakie to chuchro... I jeszcze karzeł. A ten sweter to nie Gucci czy Jacykow. Kochanie to nie jest partner dla ciebie... Nie myślałaś o Jaquobie? To jest dopiero ktoś!
Po za tym... Po za tym na pewno nie zna się na gospodarstwie rolnym! - dodał szybko. Nie wiedziałam dlaczego Władek pała taką nienawiścią do Eduorda, ale miałam wrażenie, że jest to związane z jego dziwnymi zniknięciami i do tego kupił sobie nowe rybaczki.Zebrałam trochę grzybów z restauracji. Myślę, że będzie z nich dobra zasmażka do ziemniaków.